Szkoła Podstawowa Nr 2 w Miechowie

Początki Niepodległej we wspomnieniach

Pani Janina Bergander, malarka, pisarka, poetka, Honorowa Obywatelka Miechowa, po raz kolejny zgodziła się udzielić wywiadu uczennicom Szkoły Podstawowej nr 2 w Miechowie.

Uczennice klasy VIIIB Szkoły Podstawowej nr 2 w Miechowie - Julia Kopeć i Kinga Krzywonos - wraz z nauczycielką języka polskiego Panią Joanną Nowak, korzystając           z uprzejmości Pana Michała Biernackiego, w ramach realizowanego w szkole projektu związanego ze 100 - leciem odzyskania przez Polskę niepodległości, odwiedziły Panią Janinę Bergander  i przeprowadziły z nią wywiad.  Pani Janina, prawie równolatka Niepodległej, przekazała  wiele cennych informacji, wspomnień oraz obrazów                  z codziennego życia Miechowa, związanych z XX - leciem międzywojennym. 

- Jaki obraz Miechowa z lat międzywojennych zapisał się w Pani pamięci?

- W tym czasie ludność Miechowa była zróżnicowana. Połowa ludności była  katolicka,  a połowa żydowska. Żydzi wyróżniali się na pierwszy rzut oka. Pamiętam ich w charakterystycznych chałatach, jarmułkach i białych skarpetach. Zachowywaliśmy            z nimi dobre relacje. W sąsiedztwie mieszkała żydowska dziewczynka, z którą często się bawiłam i uczyłam ją śpiewać kinowe szlagiery. Mój ojciec podczas pracy zawiązywał spółki z Żydami. Byli Żydzi bogaci i biedniejsi, ale nie pamiętam, żeby któryś z nich nie pracował. Każdy na miarę swoich możliwości podejmował jakąś pracę, która stanowiła dla niego źródło utrzymania. 

- Jak wyglądała szkoła, gdy Pani była dzieckiem? Jaki był Pani ulubiony przedmiot szkolny?

- Szkoła była tam, gdzie dawny ośrodek zdrowia, przy drodze do Komorowa. Siedzieliśmy po dwa rzędy w długich ławkach. Pani sprawdzała, czy mamy czyste uszy    i dłonie. Jeśli nie, stosowano kary. Ciągnęli za uszy i bili w łapy, czasem też trzeba było klęczeć  za tablicą. W czasie lekcji koniecznie trzeba było siedzieć prosto, panowała dyscyplina. Nauczyciele kojarzyli się przede wszystkim z surowością i wymaganiami. Przed szkołą mniejsze dzieci miały obowiązek chodzenia do ''Ochronki''. Dostawaliśmy tam mleko i chodziliśmy na długie spacery do parku. Bardzo dbano wtedy o zdrowie dzieci i podawano im tran.  A moje ulubione przedmioty szkolne? Polski i historia. Matematyki nie lubiłam.                     

- Z jakimi słodyczami kojarzy się Pani dzieciństwo?  

- Większość sklepów była mała, ale zaopatrzona od podłogi po sufit. Prawie wszystkie były prowadzone przez Żydów. Była tam herbata, owoce południowe, cukier.  Ale najbardziej lubiane przez dzieci były landryny, chałwa i czekolada ''Danusia'' z Wedla oraz soki "Cymes". Do dzisiaj pamiętam ich wspaniały zapach oraz smak.

- A jak wygladały wówczas ulice? Można było spotkać na nich  jakieś samochody?

- Samochodów nie było żadnych. Jeździły wtedy jedynie trzy motocykle. Przeważnie jeżdżono furmankami ciagniętymi przez konie. Strasznie turkotały po brukowanych ulicach.

- Jaka moda panowała na miechowskich ulicach?

- Była bieda. Na co dzień kobiety chodziły w chustkach. Latem  w cienkich, a zimą         w grubych. Ale w niedzielę - to damy. Wszystkie musiały się wystroić. Każda  zakładała sukienkę przerobioną z żakietu albo odwrotnie. Nosiły również torebki, przy sobie, elegancko. Mężczyźni tak samo - eleganckie spodnie, kapelusze. W niedzielę każdy był panem, a nie rzemieślnikiem.

- Jak wspomina Pani dawne kino? Czy miała Pani jakiegoś idola?

- Gdy byłam mała, mama zabierała mnie wraz z moją siostrą na nieme filmy. Ale to ona była kinomanką. Mnie wtedy aż tak nie ciągnęło w stronę kina. Dopiero potem bardziej się nim zainteresowałam. A jeśli chodzi o idola? Greta Garbo, Marlena Dietrich, John Wayne czy Eugeniusz Bodo. Rozpływałyśmy się nad tą grą aktorską. To byli wtedy prawdziwi artyści.

- XX - lecie międzywojenne to także czas doniosłych wydarzeń politycznych. Jak zwykli ludzie postrzegali powstanie Związku Radzieckiego? Jak oceniali Stalina?

- Nie pamiętam jakiegoś szczególnego zainteresowania tymi sprawami. Powstanie Zwiazku Radzieckiego nie budziło w życiu Miechowa jakichś większych emocji. Natomiast  sam Stalin postrzegany był pozytywnie, jako dobry i sprawiedliwy przywódca.  Nic nie wiedzieliśmy wtedy  o  jego straszliwych zbrodniach.

- Czy pamięta Pani śmierć Józefa Piłsudskiego?

- Tak, byłam wtedy w 7 klasie. Dyrektorka kazała nam zebrać się na szkolnym boisku.  Wtedy odczytała list z wiadomością o śmierci Piłsudskiego. Ja wychowywana byłam           w duchu Marszałka i bardzo to przeżyłam. W naszym domu patriotyzm, ojczyzna to były podstawowe wartości. Razem z siostrą wiedziałyśmy o roli Piłsudskiego w odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Naród doceniał to, co Naczelnik uczynił dla Polski. Po jego śmierci nastąpiła wielka żałoba narodowa.

- Czy echa faszyzmu w Niemczech budziły niepokój?

- Wśród zwykłych ludzi raczej nie. Życie płynęło własnym nurtem. Później dopiero okazało się, jak okrutny zbliżał się czas. Wojna. To był mroczny okres.

- Co z XX-lecia międzywojennego najchętniej przeniosłaby Pani do dzisiejszej rzeczywistości?

- Dzieciństwo. Tego nie da się przeżyć drugi raz.. Ta wspaniała beztroska. Różnie było, ale pamięta się tylko dobre rzeczy. Nie masz ze sobą tego balastu ciężkich przeżyć. Jedynie oczekujesz przyszłości.

Serdecznie dziękujemy za kolejną możliwość spotkania z Panią. Każde z naszych spotkań stanowi dla nas swoistą lekcję historii, opowiedzianą wprost z serca.             Z pewnością długo będziemy wspominać nasze spotkanie, dzięki któremu dość odległy czas wydaje się być na wyciągnięcie ręki. 

                                                                                         Julia Kopeć kl. VIIIB

                                                                            Szkoła Podstawowa nr 2 w Miechowie